niedziela, 16 lutego 2014

Olejek arganowy - moje odczucia.

Cześć! Jak Wam mija weekend? Mam nadzieję, że macie jakąś fajną pogodę, bo u mnie jest szaro i co chwilę pada.... Typowa londyńska pogoda;)

Używaliście kiedyś olejku arganowego? Na włosy chociażby? Wiem, że jest wiele zastosowań, ale najczęściej stosuje się go do pielęgnacji włosów. W tym celu stosuję go również ja. I chciałam podzielić się z Wami moją opinią na temat tego kosmetyku.
Mówi się, że nie powinno oceniać się produktów po dwóch-trzech użyciach. A ja złamię tę zasadę (ale ze mnie buntowniczka, grr).
Po tym jak wróciłam z Chorwacji i moje włosy wołały o pomstę do nieba. Były przesuszone, a końcówki rozdwajały się. W TV usłyszałam o niesamowitych zdolnościach olejku arganowego, więc zapragnęłam i ja być jego posiadaczką. Pobiegłam więc czym prędzej do sklepu i zakupiłam malutką buteleczkę (20 ml) na "spróbowanie". Użyłam go raz i drugi (po umyciu głowy nakładałam olej na mokre włosy i zostawiałam na całą noc, po czym rano znów myłam głowę) i zauważyłam kolosalne zmiany. Moje włosy nie były klapnięte i przesuszone. A wręcz nabrały życia. Oczywiście rozdwojone końcówki musiałam obciąć, ale to nie był zbytni problem. Niestety, nie długo po tym, jak zaczęłam stosować olejek, przypałętał mi się problem z wypadającymi włosami i musiałam wkroczyć z kuracją dermatologiczną, dlatego też musiałam odstawić mojego cudotwórcę.
Długo po tym nie miałam problemu z przesuszonymi włosami, ale teraz znów zaczęłam je prostować i problem powrócił z wiadomych przyczyn. Ale... właśnie, zawsze musi być jakieś "ale", nie nakładam go tak jak przedtem, na mokre włosy i nie zostawiam go na całą noc, lecz teraz, po wysuszeniu i wyprostowaniu włosów nakładam go od połowy długości włosów w dół. Włosy nie elektryzują się i, co najważniejsze, nie są przesuszone.

Ja swój olejek kupiłam w rossmanie za około 10 zł. Nie pamiętam dokładnie ;'(. Jest to firma Bioelixire, nazywa się po prostu Argan Oil i pachnie obłędnie. Dzisiaj uzupełniłam swe zapasy o buteleczkę 100 ml, za którą zapłaciłam 29.99 zł w Tk Maxx i jest to Argania Spinosa organiczny olej arganowy z Marocco, natomiast jeśli chodzi o zapach, nie jest już tak przyjemny jak ten pierwszy. Może to dlatego, że jest "organiczny"?
Zobaczymy jak sprawdzi.
Podsumowując, polecam z całego serca. Produkt jest na prawdę wart swojej ceny, no, i przy okazji jest też wydajny.

sobota, 8 lutego 2014

Nowości w mojej toaletce i na półce w łazience:P

Część! Powracam po długiej przerwie z nową notką! Jak widzicie po tytule, będą to nowości:D Nie jest tego dużo, ale nie przedłużając, zaczynamy:D

Pierwszą rzeczą, która ciśnie mi się do rąk są perfumy, mam na myśli Our Moment, oczywiście:D Znacie je już z postu o prezentach świątecznych:) Pachną obłędnie, a jeżeli chodzi o trwałość. No marzenie, po prostu. Trzymają się przez calutki dzień, a nawet ciężko jest zmyć ten zapach ze skóry. Mam tu na myśli użycie gąbki i mydła. Nic dodać, nic ująć:)

Skoro jesteśmy już przy zapachach, to kolejna rzecz, która jest ze mną, w sumie nie długo, bo od lipca, to dezodorant Lady Spead Stick. To była miłość od pierwszego użycia:P Nie mogę powiedzieć, że od pierwszego powąchania, ponieważ moje pierwsze opakowanie było bezzapachowe. Miałam tych opakowań już, chyba, cztery. Dezodorant jest wydajny, bo starcza, na około 1,5 - 2 miesięcy. Zapewnia na prawdę super ochronę przed potem i nieprzyjemnym zapachem! Wystarczy jedna aplikacja rano i do wieczora nie czuć i nie widać nic! Polecam ten dezodorant w wersji bezzapachowej, o zapachu orchidei oraz o zapachu dzikiej frezji, wiem, że są jeszcze wersje żelowe, aczkolwiek nie miałam jeszcze okazji ich wypróbować.

Następna rzecz leżąca koło mnie na łóżku to żel do mycia twarzy. A konkretniej Delikatny żel-krem łagodzący z BeBeauty, z Biedronki:D Produkt nie drogi i dobrze myjący. Ładnie zmywa makijaż i oczyszcza skórę. Natomiast jeśli chodzi o sprawę bardziej dogłębnego oczyszczania, to używam peelingu enzymatycznego z Ziaji. Dokładniej jest to peeling gommage wygładzający z solanką sopocką, morskimi algami i hydro-retinolem. Produkt niby przeznaczony dla osób po trzydziestym roku życia (gdybyście widzieli moją minę, kiedy przeczytałam tą informację... bezcenne), ale sama pani aptekarka powiedziała, że nie ma się czym martwić, ponieważ kosmetyki Zaji są bardzo delikatne. Więc jak powiedziała tak też się stało. Używam peelingu dwa razy w tygodniu, bądź jak mi się o nim przypomni:P Po pierwszym użyciu byłam zszokowana tym, że na moim nosie, prawie w ogóle nie ma zaskórników (były może trzy lub cztery). Jeszcze w życiu nie miałam tak czystej skóry...

Z produktów pachnących i myjących to chyba na tyle. Teraz czas na krem, o którym nie mogę powiedzieć zupełnie NIC! A dlaczego? A dlatego, że kupiłam go dopiero dzisiaj i jeszcze nie miałam okazji go użyć. Przyznaję się bez bicia. Zdradziłam krem z Kolastyny! Mój dzisiejszy zakup to antybakteryjny krem matujący firmy Siarkowa Moc. Zawiera siarkę, krzemian glinowo-magnezowy, tlenek cynku, multifruit extract, naturakne pochodne oliwy z oliwek, alantoinę oraz masło shea. Według producenta krem ma regulować pracę gruczołów łojowych, nadawać skórze matowy wygląd, chronić przed promieniowaniem UVA i UVB, oczyszczać i zwężać rozszerzone pory, redukować blizny potrądzikowe, nawilżać, przyspieszać odnowę uszkodzonego naskórka oraz łagodzić podrażnienia. Uff, trochę tego jest. Ciekawe, czy chociaż jedna z tych rzeczy sprawdzi się w praktyce. No nic, pożyjemy, zobaczymy:D Do opakowania była dołączona również próbka szamponu przeciwłojotokowego, który ma redukować nadmierne wydzielanie łoju i zapobiegać łupieżowi. O ile nie mam łupieżu, tak włosy okropnie mi się przetłuszczają. Kto wie, może wreszcie znalazłam ten idealny szampon?

I jeszcze jednym, nowym kremem, który stoi na mojej toaletce jest Effaclar Duo od La Roche-Posay. Na pewno dobrze Wam znany. Zarówno w świecie blogowym jak i w świecie vlogowym ma on bardzo dobre recenzję. Ja niestety nie podzielam zdania tych wszystkich recenzentek. Po pierwszym użyciu strasznie wysuszył mi skórę, a na pryszcze w ogóle nie podziałał, Zaraz pewnie pomyślicie sobie "po jednym użyciu nic nie daje efektów". I bardzo dobrze, ale ja doskonale o tym wiem i dałam mu jeszcze kilka szans. Niestety skór strasznie po nim piecze i jestem zadowolona z faktu, że dostałam ten produkt od mojej pani dermatolog, bo sama go w życiu nie kupię, po prostu szkoda mi tych 50 zł, które spokojnie mogę wydać na coś innego. 

Okay, trochę się Wam pożaliłam, a teraz przechodzimy do kolorówki. Na pierwszy ogień idzie baza pod makijaż z Bell - Ladycode, matująco-wygładzająca. Cóż ja mogę o niej powiedzieć. Z matowaniem jest na wyrost, aczkolwiek bardzo ładnie wygładza i makijaż też całkiem fajnie się na niej trzyma. A skoro jesteśmy przy bazie to wypadałoby również powiedzieć coś o podkładzie, prawda?
Otóż od niedawna używam kremu BB z Lirene. Jest to multifunkcyjny krem BB z witaminą C, kwasem hialuronowym i mikrogąbeczkami matującymi. Pachnie bardzo ładnie, ładnie się rozprowadza i trzyma się cały dzień. Kolor dopasowuje się do odcienia naszej skóry. Producent pisze, że krem zapewnia natychmiastowy efekt pięknej, nieskazitelnej cery, bez śladów zmęczenia i niedoskonałości. Bujdy na resorach! Krem matuje, ale w żadnym wypadku nie maskuje śladów po trądziku, a tym bardzie wyprysków czy zmęczenia. Także tego, krem godny polecenia, ale w żadnym wypadku nie wierzcie w to, o czym mówi producent:P
Zawsze pod krem używam korektora, o którym też chcę Wam tutaj napisać, ponieważ kupiłam go kilka dni przed świętami. Mianowicie jest to Eveline Art Scenic, korektor kryjąco-rozświetlający. Jestem z niego na prawdę zadowolona. Ładnie kryje niedoskonałości i zakrywa sińce pod oczami (może jednak powinnam kłaść się wcześniej nić o 1:00, kiedy muszę wstać o 6?).

Jeśli chodzi o produkty do oczu to zakupiłam w ostatnim czasie eyeliner z Lovely w granatowym kolorze z matowym wykończeniem. Nie jest wodoodporny, nad czym bardzo ubolewam, ponieważ moje oczy strasznie łzawią. Ale nie ściera się. Miałam go na zabawie sylwestrowej i w nie naruszonym stanie wytrzymał do 2 w nocy:). Kolejną rzeczą, którą zakupiłam dzisiaj, jest czarna kredka do oczu firmy Manhattan. Na szczęście, wodoodporna. Jeśli tylko ją dłużej po testuję, dam Wam znać. I ostatnią rzeczą do oczu jest tusz do rzęs z Maybelline. Volum' Express. Wodoodporny. Nie jestem z niego zbyt zadowolona, ponieważ bardzo się kruszy, przez co wyglądam jak panda. Zdecydowanie wolę Skandaleyes z Rimella.

Przedostatnia kategoria jaką mam dla Was są produkty do ust:D Mam ich trzy. Są to dwa tinty i pomadka. Tinty z firmy Bell. Różowy i czerwony. Bardzo lubię ich używać. Długo się trzymają i dobrze barwią usta. Natomiast pomadka jest z Miss Sporty, czerwona^^. Jak wspominałam Wam w ulubieńcach roku polubiłam czerwone usta, więc doszłam do wniosku, że sama muszę też sobie sprawić czerwoną szminkę. Więc oto ona, 058 Malaga (albowiem tak się nazywa). Przepięknie pachnie i daje niesamowity kolor. Niestety bardzo szybko się zjada...

I ostatnimi, również trzema, rzeczami, będą lakiery do paznokci, które dostałam. Mianowicie są to: Lovely Crystal Strenght, tzw. topcoat o delikatnie zielonym zabarwieniu z połyskującymi drobinkami. Ładnie na paznokciach wygląda sam, jak i na lakierze. Następne dwa to żółty lakier, nie mam pojęcia z jakiej firmy, ale chyba też z Miss Sporty oraz niebieski lakier z Classics Charming.

Jeszcze tu jesteście? Gratuluję wytrwałości! To jest chyba najdłuższa notka w moim życiu. Nie długo powinny pojawić się jakieś recenzję, ale nie będę spoilerować.
Tak więc, do napisania:D