Tego imagina napisałam dzisiaj na polskim. Wicie z nudów.
Zanim zaczniecie czytać włączcie: <kilk>
Londyn, miasto słynące, z brzydkiej pogody i niemal
ciągłych opadów deszczu. Ale nie dziś. Dziś było ciepło i słonecznie. Dlatego
też postanowiłem wybrać się na spacer. Przechadzałem się ulicami Londynu dość
dugo. Kiedy wreszcie postanowiłem wejść do parku zbliżała się godzina 18:00 i
zaczynało się ściemniać, lecz mi to nie przeszkadzało. Spacerowałem tak
podziwiając kolorowe liście i ludzi. Widziałem zakochane pary, te młode, jak i
te starsze. Matki z dziećmi i samotnie spacerujące osoby. Pomyślałem sobie: „Fajnie
byłoby mieć kogoś, z kim mógłbym tak pospacerować”.
W końcu doszedłem na koniec parku. Ten przez nikogo już nie odwiedzany. W pewnym
momencie usłyszałem jakby szloch. Skierowałem się w stronę, z której dochodził
dźwięk. Pod rozłożystą wierzbą płaczącą dostrzegłem postać. Cichutko do niej podszedłem.
Dopiero teraz zobaczyłem, że to dziewczyna, która siedziała i płakała, i chyba
nawet nie zorientowała się, że za nią stoję.
-Hej. – powiedziałem cicho, aby jej nie spłoszyć. – Coś
się stało? - usiadłem obok niej i
spojrzałem jej głęboko w oczy.
-Nie -
odpowiedziała krótko.
-Przecież widzę, że coś jest nie tak… Możesz mi zaufać.
Czasami lepiej pogadać z obcą osobą niż z kimś bliskim.
-Ja… Mam problemy. Dużo problemów. Moi rodzice wyrzucili
mnie z domu, po tym jak powiedziałam im, że jestem w ciąży. Chłopak też
powiedział, że nie chce mnie znać. Nie
mam gdzie pójść. Wiem, że zrujnowałam sobie życie, że mam dopiero osiemnaście
lat. Ale czasu nie cofnę… A wiesz co jest w tym wszystkim najgorsze? Że moi
rodzice zawsze powtarzali, że nie zależnie od tego co się stanie, oni mnie nie
zostawią… I złamali obietnicę – wydukała. A ja? A ja nie potrafiłem nic
powiedzieć. Po prostu siedziałem i patrzyłem, jak po jej twarzy spływają łzy.
-Przepraszam, nie powinnam była ci tego mówić. Lepiej już
pójdę. – odezwała się znowu, ale ja złapałem ją za rękę i pociągnąłem z
powrotem na trawę.
-Cieszę się, że mi to powiedziałaś, że zaufałaś mi i
otworzyłaś się przede mną. Dziękuję. – uśmiechnąłem się delikatnie. – Jak ci na
imię, nieznajoma?
-[T.I.] – rzekła prawie niesłyszalnie.
-Ładnie. Ja jestem Marcel. Miło mi. – podałem jej prawą
dłoń – A teraz zapraszam na gorącą czekoladę i ciastko. Niedaleko jest miła
kawiarenka.
-Niee…. Już i tak sprawiłam ci za dużo kłopotu.
-Ależ to żaden kłopot. No chodź. Nie daj się prosić
-Emmm…. No dobrze. – uśmiechnąłem się słysząc te słowa.
Pomogłem jej podnieść się z ziemi i ramię w ramię ruszyliśmy do kawiarni.
***
[T.I.] jest naprawdę wspaniała dziewczyną. Jest miła i
szczera. Tak samo jak ja kocha śpiewać i czytać. Dowiedziałem się też, że pisze wiersze. Ma do
tego na prawdę wielki talent.
Po tym jak spotkałem ja w parku, zapragnąłem pomóc jej na
tyle, na ile mogę.
Pomogłem jej wyjść z załamania, znaleźć pracę i
zaproponowałem, aby ze mną zamieszkała. W końcu i tak mieszka sam, a we dwójkę
zawsze raźniej.
Dzięki niej doceniłem to, co miałem i nauczyłem się
pomagać. I w ten sposób zyskałem przyjaciela.
Ps. Przepraszam, że taki krótki, ale jak pisałam go w szkole zajął mi dwie strony A4... a teraz..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz