-Co za łamaga!
-Patrzcie! To potrafi biegać!
-Kujonku! Jak tam matematyka?! – słyszałam wokół siebie,
kiedy biegłam przez szkolny korytarz. Nie
pokazuj, że jesteś słaba. Nie płacz, idiotko! Upominałam się w myślach. Nie
mogłam pokazać moich łez, bo będzie jeszcze gorzej.
Nagle poczułam silne szarpnięcie w tył, a po chwili byłam
przygwożdżona do szafek. Spojrzałam w górę i, tak szczerze mówiąc, nie
zdziwiłam się ani trochę. Nad sobą ujrzałam trzy twarze: Kate, Vic i Ashtona.
Szkolna elita, która znęca się nade mną odkąd pamiętam. Nie znam osoby, która
byłaby tak prześladowana jak ja. Naprawdę nie wiem czym im zawiniłam. Tym, że
mam dobre stopnie? A może brakiem markowej odzieży? Naprawdę nie wiem.
-No, no, no. Kogo my tu mamy. Panna [T.I]. Dawno się nie
widzieliśmy. – powiedziała Kate głosem pełnym jadu. – Jak tam kujonico? Pokaż
tam te swoje piękne zeszyciki. – po czym Vic wyrwała mi torbę i wysypała
wszystko na ziemię. Na samym wierzchu znalazł się mój pamiętnik, który szybko
do ręki wziął Ashton i zaczął go kartkować.
-Kochany
pamiętniku! Moje życie to istny koszmar. Każdego dnia słyszę to samo. Nic tylko
„jesteś gruba”… bla, bla, bla. Proszę cię. Uważasz to wszystko za koszmar?
My ci zaraz zgotujemy taki koszmar, że się nie pozbierasz. – syknął chłopak ze
złowrogim uśmieszkiem na twarzy. Dziewczyny popatrzyły na niego w oczekiwaniu,
a ten podszedł do mnie i po prostu mnie uderzył. Nie wiem za co. Tak po prostu,
żeby pokazać mi gdzie moje miejsce. Syknęłam z bólu, ale kiedy popatrzyłam na
twarze tej trójki, wiedziałam, że to dopiero początek.
Z mojego zamyślenia wyrwało mnie szarpanie za włosy.
Zobaczyłam jak Vic wyciąga z torby nożyczki.
-Czas skrócić te twoje piękne włosy. Nie zasługujesz na
nie. – powiedziała. I zaczęła obcinać moje włosy. Ze łzami w oczach patrzyłam
na brązowe pukle pojawiające się na podłodze. Że też nikt na to nie zareaguje.
Ach, no tak! Przecież dyrektor trzęsie portkami przed tą trójką, bo ich starzy
w nie małym stopniu dofinansowują tę budę.
-O wiele lep… Nie, z tobą lepiej już nie będzie –
powiedziała Kate z tym swoim obleśnym uśmiechem. Suka!
-Dajcie jej spokój – usłyszałam cichy głos gdzieś z tyłu.
Wszyscy jak na zawołanie odwrócili się w tamtą stronę.
-Zayn, daj spokój. Jej bronisz? – zapytała Vic.
-Stary, żartujesz, prawda?
-Nie, jestem całkiem poważny. – odszczeknął się Malik i
chyba mówił coś jeszcze, ale już go nie usłyszałam, ponieważ szybko zebrałam
swoje rzeczy i wybiegłam ze szkoły. Kiedy byłam już wystarczająco daleko,
zarzuciłam na głowę kaptur i powoli skierowałam się do domu.
Kiedy trzasnęłam drzwiami usłyszałam tylko głuchą ciszę.
No tak, to było do przewidzenia. Nigdy ich nie ma kiedy są potrzebni. Szybkim
krokiem skierowałam się to swojego pokoju. Weszłam do łazienki i spojrzałam w
lustro. Nienawidziłam siebie, tak bardzo, że bardziej już się chyba nie da. W
moich oczach znów pojawiły się łzy. Wyciągnęłam z małej szuflady plastikowe
pudełeczko i usiadłam w kącie. Delikatnie otworzyłam pudełeczko, a moim oczom
ukazała się srebrna żyletka. Wyciągnęłam ją i dokładnie obejrzałam. Po chwili
podwinęłam do góry rękaw czarnej bluzy i spojrzałam na swój poraniony już
nadgarstek. Bój fizyczny jest jedyną ucieczką od tego psychicznego.
Czasami zastanawiam się czy nie zrobić głębszego cięcia i
po prostu nie zasnąć już na zawsze. Jednak zawsze tchórzę, myśląc, że
następnego dnia będzie lepiej. Jednak zawsze jest jeszcze gorzej.
Szybko przeciągnęłam ostrzem po nadgarstku, a krew
spłynęła w dół, skapując na jasne kafelki. Patrzyłam na nią jak zaczarowana.
Poczułam małą ulgę.
Zadzwonił
budzik, a ja miałam ochotę rzucić nim o ścianę. Ktoś kto wymyślił to piekielne
urządzenie powinien zginąć w męczarniach. Powoli zwlekłam się z łóżka. Dziś nie
obchodziło mnie to, że mogę spóźnić się do szkoły. Najchętniej w ogóle bym tam
nie szła. Jednak nie ma innego wyboru, kiedy ojciec odwozi cię pod samo
wejście.
Znów
te same obelgi, znowu spotkanie ze szkolną elitą. Tak bardzo ich nienawidzę.
Kiedy w szatni na wf-ie kolejny raz ktoś zabrał mi rzeczy, po prostu wyszłam ze
szkoły. Nie dbałam o to, że mam na sobie dres i swoją torebkę, z której pewnie
i tak wyciągnięto większość rzeczy. Powoli skierowałam się w stronę parku. O
tej porze raczej mało ludzi tu przychodzi . Poszłam nad małe jeziorko, które
ukryte było za wielkimi drzewami. Usiadłam przy największym konarze, który
dawał naprawdę dużo cienia i mając nadzieję, że nikomu nie zachce się tu
przyjść, zaczęłam płakać. A potem mnie olśniło. Wyciągnęłam z torebki małą
żyletkę zawiniętą w papierek.
-Nawet nie próbuj – usłyszałam za sobą. Nie odwróciłam
się.
-Dlaczego? Moje życie jest zjebane do potęgi entej.
Nikogo nie obchodzę i nikomu nie jestem potrzebna, to czemu mam dalej żyć? Nie
zasługuję na to. – powiedziałam na jednym wdechu. Wtem poczułam czyjeś ramiona
oplatające się wokół mnie.
-Nigdy więcej tak nie mów. Na pewno jest ktoś kto bardzo
cię potrzebuje. Pomyślałaś co będą czuć twoi rodzice, kiedy ty odejdziesz? –
powoli odwróciłam głowę w stronę chłopaka. Zatkało mnie. To był Zayn.
-Po co tu przyszedłeś? – zapytałam ostrym tonem. – Nie
wierzę, że zrobiłeś to z własnej woli. Już, biegnij do swojej paczki. Powiedz
im, że mam myśli samobójcze, niech się pośmieją jeszcze trochę. – powiedziałam,
a z moich oczu popłynęły kolejne łzy. Już nawet nie miałam siły, żeby je
powstrzymać. Chłopak patrzył na mnie przez chwilę, po czym znów mnie przytulił.
Tak po prostu. Nie mówił nic, tylko pozwolił mi na zmoczenie swojej koszulki.
-Nie płacz, wszystko będzie dobrze, tylko nie płacz. –
uspakajał mnie.
-Nic nie będzie dobrze! – wyrwałam się z jego uścisku z
taką siłą, że upadłam na ziemię. Popatrzyłam na niego z przerażeniem. Przecież
on może zrobić mi krzywdę. Tym bardziej, że jesteśmy tu sami.
-Spokojnie. Spokojnie. Chcę ci tylko pomóc.
-Nie wierzę ci! Wam wszystkim nie można wierzyć!
Potraficie tylko niszczyć ludzi! – wykrzyczałam, nie przejmowałam się tym, że jestem
cała ubłocona.
-Nie jestem taki jak oni. Daj sobie pomóc. – rzekł kucając
przy moim boku i łapiąc mnie za dłoń. – Wszystko będzie dobrze.
I wszystko było coraz lepiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz